sobota, 19 marca 2016

(nie tylko) Informacja Turystyczna - mapy i foldery

Skąd bierzemy materiały przydatne w drodze, takie jak przewodniki i mapy.
Regułą u nas się stało, że kupujemy jakiś przewodnik po interesujących nas krajach z myślą, że zabierzemy go ze sobą, zajrzymy do niego przed wyjazdem pobieżnie, (bo taka jest specyfika naszego podróżowania - "stań i się rozejrzyj", a nie "dowiedz się i gnaj"), a w efekcie zostaje on i tak w domu. 

Staramy się za to mieć przy sobie mapę drogową i korzystać z niej na bieżąco, co najczęściej nam się udaje. Są to mapy o jak największej podziałce - dużej skali, czyli preferujemy np. 1:100 tys. bardziej niż 1:150 tys. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale ma to związek z czytelnością (np. wielkość liter, oznakowanie dróg, zgodność). Zabieramy ze sobą też atlas (lub choćby mapę) całej Europy, żaby zachować pogląd na całość. Mapy takie (lub atlasy) najczęściej kupujemy w księgarni lub innym miejscu, często porównując wcześniej różne wydania na miejscu, lub w internecie.

Materiały informacyjne zdobywamy z reguły na bieżąco. Jak to wygląda? Zaczynamy od poszukiwania znaku  Informacji Turystycznej (przewrotnie pisanego małymi literami), bądź pytamy ludzi gdzie się taki punkt znajduje - tam zazwyczaj jest sporo materiałów promocyjnych takich jak mapy, broszury, ulotki. Najczęściej  są one tematyczne, czyli dotyczą ciekawostek przyrodniczych w regionie, zabytków i miejsc historycznych (zamki, kościoły, architektura drewniana), miejsc noclegowych, biwakowych, szlaków, etc. Często są to mapki wyrywane z bloczków o formacie A3 lub składane jak normalne mapy, a niekiedy swoją wartością edytorską przerastające te drogowe, czy zwykłe mapy turystyczne. Czasem dzięki nim dowiadujemy się o interesujących nas miejscach, a często zróżnicowanie kategorii dróg jest w nich czytelniejsze i zgodne z rzeczywistością, choć nie jest to regułą. Jeśli chodzi o foldery, czy też inne broszury, to raczej nie ma się co rozpisywać, choć ciekawostką jest to, że niekiedy są niemal identyczne wydania, ale jedno dotyczy np. miejsc SPA, a drugie choćby skansenów (oczywiście wybieramy to drugie).

Często za granicą zaczynają się schody, ale to tylko początkowa trudność. System Informacji Turystycznych, choć dąży do ujednolicenia (i słusznie), to przychodzi mu to z trudem, co dodaje regionalnego smaczku i uatrakcyjnia podróż. W niektórych państwach lepsze są inne miejsca pozyskiwania materiałów informacyjnych, takie jak hotele, biura rezerwatów, czy punkty informacyjne w miejscach atrakcji, kasy muzealne i wiele innych. W Estonii mamy osławione RMK (chyba ichniejsze Lasy Państwowe), gdzie nie dość, że mapy dokładne, terenowe to jeszcze z perfekcyjnym oznaczeniem miejsc biwakowych ze zróżnicowaniem na takie w których są przygotowane paleniska (z grillem), miejsca na rozbicie namiotów, wiaty noclegowe, leśne domki (te na klucz i te otwarte), czy po prostu zadaszenie. Zaznaczone są też tam punkty RMK, w których można zdobyć mapę kolejną, z wyszczególnieniem wszystkich tych punktów na terenie, który dalej chcemy przemierzać W internecie dostępne są też aplikacje, ale o samym RMK już pisałem i pewnie jeszcze napiszę.


W Polsce nieocenionym i niedocenianym miejscem pozyskiwania informacji są Urzędy Gmin. Chyba w każdym jest Dział Promocji Gminy, w którym z pewnością można się czegoś ciekawego dowiedzieć i najczęściej można dostać za darmo różne materiały. Gminy otrzymują nie tylko dofinansowania na te cele, ale także gotowe foldery, czy inne druki, takie jak choćby turystyczna mapa powiatu formatu A3 w bloku. Pracownicy wiedzą też wiele o oddolnych inicjatywach społecznych, takich jak choćby koła gospodyń, kapele, rywalizacja przez  zdobienie okiennic, imprezy, festyny, odpusty, a także ciekawi ludzie - malarze, rzeźbiarze, muzycy, gawędziarze... Naprawdę wiele można dowiedzieć się w takim urzędzie, wystarczy go znaleźć (a każdy wskaże drogę), wejść, przedstawić się, spytać o dział promocji, a tam już tylko powiedzieć, że jest się w podróży i szuka informacji na temat okolicy - to powinno wystarczyć.
Ola uwielbia opowiadać anegdotę, historię która przytrafiła nam się w Krynkach. 
Na darmo szukać w małych miejscowościach Informacji Turystycznej, więc od razu udaliśmy się do urzędu, żeby dowiedzieć się czegoś i pozyskać materiały. Urzędniczka, którą udało się oderwać od porannej kawy z drugą urzędniczką poprosiła żebyśmy poczekali, a ona znajdzie odpowiednią osobę. Po chwili nerwowej przebieżki po pokojach (bo przecież nie wiadomo tak na prawdę kim jesteśmy - a nuż to tajna wizytacja z wyższego szczebla?) podminowana panienka oznajmiła, że koleżanka za chwilkę przyjdzie i faktycznie tak się stało. Trafiliśmy do maleńkiego pokoiku, w którym oprócz biurka stały przepastne szafy wyładowane częściowo rozpakowanymi paczkami z których wyłaniała się tona papieru. Niestety, okazało się, że map już nie ma, trzeba dodrukować, ale za to jest album o Krynkach i okolicy - niewielki, ale opisujący najciekawsze miejsca a przede wszystkim pojedyncze budynki, przepięknie i bogato ilustrowany, w twardej oprawie, coś pięknego i unikatowego. Jednak nie to jest sednem tej opowieści. Kiedy Pani Urzędniczka z niewielkim zażenowaniem wręczała nam ten jakże ciekawy album, wyjmując go prosto z paczki, których kilka leżało w szafie, zawiesiła się, jakby znów sięgając do pakunku i zapytała nieśmiało: "A ile Was jest, Ile osób w tej wycieczce?" Fakt, że nie był to czas wakacji, ale my z pewnością nie wyglądaliśmy na autokarowych turystów.

Na koniec mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Zawsze warto mówić co nas interesuje i w jakim kierunku się udajemy - to kluczowe informacje dla osoby z którą rozmawiamy, a nie zawsze potrafi ona zadać takie pytanie. Dzięki temu otrzymamy nie tylko materiały, ale często też informacje, których na próżno tam szukać. Ludzie pracujący w takich miejscach  najczęściej są pasjonatami, miłośnikami własnego regionu, a przez to dla nas skarbnicą wiedzy. Z chęcią zaznaczą na mapie ciekawe punkty, powiedzą, którędy jechać, gdzie są malownicze tereny, czego najczęściej na mapie nie widać. 

* * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz