poniedziałek, 2 marca 2015

Bad Vöslau - jaskinie u podnóża Alp















Po Wiedniu przyszedł czas na pierwszy nocleg plenerowy w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli noc spędzona w lesie. Może nie jest to miejsce typu: "będąc w Wiedniu koniecznie musicie zobaczyć", ale polecił je nam Polak od dziecka mieszkający w Austrii, jako wspaniałą wypadową "miejscówkę", którą odwiedza ze znajomymi wpadając tam na weekendy, jakieś ognisko, czy po prostu odpocząć.

Jadąc z Wiednia na Graz należy bacznie obserwować prawą stronę i skręcić w zjazd na Bad Vöslau. Trzeba uważać, gdyż wcześniej są zjazdy na Baden bei Wien, co może trochę zmylić roztargnionych, lub zmęczonych kierowców. Nam było łatwo trafić, gdyż nasz kolega wyznaczył własnoręcznie punkt na GPSie, wpisując nazwę ulicy, a potem jeszcze odnajdując właściwy parking. Dokładnie nie jesteśmy więc w stanie opisać dojazdu, ale trzeba w miasteczku skręcić w lewo i odbić w jedną z dróg po prawej stronie, dojechać do lasu i znów w lewo - łatwe? Spróbujcie.Dojechaliśmy tam nocą, jak zwykle do samego końca drogi i skrywając auto za mizernym krzaczkiem przespaliśmy się, a rano ruszyliśmy na mały spacer. 



Pogoda raczej wskazywała na przydatność parasola, co ucieszyło Nawojkę, gdyż mogła wypróbować najnowszy nabytek - prawdziwą "dziewczyńską" parasolkę, którą zamówiła specjalnie na tą podróż.

Okazało się, ze jesteśmy na geologicznym szlaku i kierując się oznaczeniami możemy trafić w całkiem fajne i ciekawe miejsca, choćby takie jak te jaskinie (ręczna robota?), do których wystarczyło skręcić.






lub ten popularny punkt widokowy znajdujący się kilkadziesiąt(set) metrów dalej.






Nawojka jak zwykle (ale jakże adekwatnie do miejsca) znajduje nowe skarby wzbogacające jej zbiór kamieni, który stanowi kolekcję objazdową, kursującą wraz z nami po całej Europie Wschodniej.

Rzucamy jeszcze raz ostatni okiem na wspaniałe widoki i ruszamy dalej szukać nowych atrakcji.


Na przykłąd takiej skrytej pod świeżo ściętymi gałęziami ułożonymi na misternej konstrukcji groty, niewielkiej niszy skalnej, w której i przed deszczem schronić się można i ogień niewielki rozpalić.





Na zakończenie zabawa na ambonie.... widokowej - jest drabina, jest zabawa - a Ola spod parasola.

Było to nasze pierwsze spotkanie z Alpami i wywarło na nas dziwne oraz trudne do opisania wrażenie. Czuliśmy, że to nie Karpaty, do których jesteśmy przyzwyczajeni, mimo że pozornie nie różniły się znacząco. Coś takiego dziwnego, dla nas obcego emanowało z tych gór. Nie potrafimy chyba tego określić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz